Serial zaczęłam oglądać z powodów oczywistych... Mianowicie przebrzydłej nudy, która permanentnie zaczęła mi się wkradać wieczorami do pokoju. Włączyłam filmweb, wkliknęłam się w rankingi i rozpoczęłam poszukiwania historii nadchodzących tygodnii. Był House, był Dexter, Gra o Tron, rzecz jasna. Generalnie było tego sporo. Jednak ja, miłośniczka zapychaczy czasu, które zamiast zapychać czas wolny, zabierają cenny, wszystko widziałam. I oto nagle, ku mojemu szczeremu zaskoczeniu, na zaszczytnym miejscu piętnastym górowała (ekhe, ekhe!) Plotkara.
O serialu, rzecz jasna, słyszałam. Kątem oka widziałam nawet ze dwa odcinki, ale pojęcia nie miałam, o czym on tak naprawdę jest. W głowie pojawiły mi się tagi: nastolatki, pięknisie, ładne ciuszki, kaska, płytka fabuła, sieczka z mózgu. Po chwili uzupełniłam je jednak kilkoma innymi: nagie, męskie torsy, umysł - off, relaks - on.
Z lekkim uśmiechem na twarzy zmusiłam się więc do ostatniego tego wieczoru (jak sądziłam) wytężenia umysłu i pomyślałam - a co mi tam!
Z początku wszystko wydawało się dokładnie takie, jak sobie wyobraziłam. Nastolatki podjeżdżające pod szkołę limuzynami, królowe i podwładne, wszyscy zepsuci przez pieniądz, myślący tylko o sobie, egoiści, egocentrycy, samolubni interesanci, w dodatku wszystkim im się żyje lepiej, niż tobie. Trochę podirytowana, ale nadal rozochocona, wypatruję przystojniaków. Z fabuły wynika, że po ekranie skaczą mi czternastolatkowie, jednak mój przebiegły umysł już zdążył załapać, że ci aktorzy tak naprawdę reprezentują moje roczniki (swoją drogą, to normalka w amerykańskich bajkach dla nastolatek, bo kto by chciał oglądać Hannah Montane bez biustu, hm?). I jest! Chuck Bass! Słyszałam o nim, mam soupa. Że piękny, że seksowny, że powalający! A kogo widzę? Błazna z nażelowaną grzywką... Sytuację ratuje śliczny Nate, ale nie jest aż takim pokrzepieniem, na jakie liczyłam.
wtf? |
Wytrzymałam dzień.
Pierwszy sezon skończył się szybciej, niż przepuszczałam. Drugi trochę się ciągnął. Przy trzecim miałam kilka kryzysów. Przy czwartym jeszcze więcej. W piątym sezonie zwątpiłam zarówno w twórców, jak i w siebie samą. Szósty oglądałam jednak z żalem, bo okazał się ostatnim.
Ale od początku...
Jak my w Warszawie mamy Śródmieście i Prażkę, tak Nowojorczycy mają Upper East Side, troszkę gorsze w ich mniemaniu, ale nadal spoko, Upper West Side, no i brudny, zapchlony Brooklyn, na szczęście też za rzeką. Nasi serialowi bohaterowie zamieszkują oczywiście najlepsze apartamenty Upper East Side, a ich niekończące się fundusze powiernicze starczają na życie, na jakie żadnego z was, kochani czytelnicy, nigdy nie będzie stać. Szpilki od Jimmiego Choo, sukienki od Vera Wang, torebki od Prady i biżuteria od Cartiera. Limuzyny, jedwabne szaliki i legendarne opaski - to wszystko działa na wyobraźnię nas, biedaków, jak magnes. Pragniemy tego, co mają oni, pieniędzy, luksusów, szoferów, kawioru na śniadanie i najlepszych win do kolacji. Sądzimy jednak, że nigdy nie będzie nam dane tego posmakować, kiedy nagle pojawia się Dan Humphrey. Biedak urodził się na Brooklynie, niestety tam też się wychował, a życie bogaczy z Manhatanu może oglądać co najwyżej z końca korytarza. Jednak tylko z początku, bowiem dziwny splot wydarzeń wrzuca go w końcu w wir życia tych, którzy dotychczas byli niedostępni. Co daje nam, szarakom, złudną nadzieję, że i my możemy.
Pieniądze, intrygi, złośliwości. Zemsta, miłość, pragnienia, seks. Moda, sztuka, biznes. A pośród tego wszystkiego tytułowa Plotkara, która bez żadnych skrupułów publikuje tajemnice i opisuje dramaty głównych bohaterów. Jest tylko słowem w przestrzeni, ale potrafi niszczyć życie. Dzięki niej zwykli ludzie Nowego Jorku mogą podpatrzeć, jak wygląda życie elity i zdać sobie w końcu sprawę z faktu, że wcale nie jest ono takie kolorowe.
Serial, który z początku wydawał mi się płytki, z kolejnymi odcinkami nabiera głębi. Postacie są złożone i dopracowane (tylko z Sereną są problemy), scenariusz błyskotliwy, a ścieżka dźwiękowa idealnie wkomponowana w treść sceny. Idealne z początku życie okazuje się dalekie od ideału, a akcja nabiera takiego tempa, że często trudno za nią nadążyć.
Serial ma jednak minusy i to niemało. Po pierwsze i najważniejsze - bywa niemiłosiernie irytujący. Bohaterowie potrafią się kochać na zabój w jednym odcinku, żeby w drugim się nienawidzić, a w trzecim kochać już zupełnie kogoś innego. Wielkie, na pozór, miłości, kończą się z błahych powodów, a przyjaźnie, które już dawno powinny się zakończyć, jakimś cudem trwają nadal. Postacie pozytywne nagle stają się negatywnymi, a negatywne pozytywnymi, żeby za chwilę znowu reprezentować czarne charaktery (co czasem wychodzi na plus, ale częściej irytuje). Każdy związał się z każdym, każdy każdego kochał, każdy z każdym spał, każdy się nienawidził i był obojętny wobec każdego. W poszczególnych sezonach na scenę wstępują nowe postacie, które sprawnie wyłapują podstawową zasadę, że każdy z każdym i w trybie natychmiastowym stają się częścią tej każdomanii. To wkurza.
Odskocznią jest jednak różnorodność postaci, które mimo że często infantylne, są też inteligentne. W scenariuszu często pojawiają się odnośniki do filmów i książek. Bohaterowie cytują wielkich filozofów, przytaczają fragmenty z klasyki literatury i bawią nawiązaniami do znanych nam filmów. Gdy oni załatwiają swoje sprawunki na sali bankietowej, gościom przygrywa ze sceny Florence and The Machine czy St. Vincent. To pokrzepiające, bo okazuje się, że ten baśniowy świat nie jest do końca taki bezmyślny i płytki.
Kończąc ten mój nic niewarty wywód, chciałabym jeszcze złożyć wielki hołd panu Eric'owi Daman, który odpowiadał za stylizację postaci w serialu Plotkara. To, co zrobił, to czysty majstersztyk.
Wykazał się niesamowitą wyobraźnią, nadał każdej postaci jej własny charakter i dopisał kilka punktów do naszej listy życzeń. Po prostu bóg stylów.
Obejrzyjcie, jeśli macie za dużo czasu. Jeśli nie, lepiej przeczytać jakąś książkę. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz